Home » Aktualności » Relacja z klasztoru Samanadipa

Relacja z klasztoru Samanadipa

Oto relacja naszego kolegi Tomka z pobytu w klasztorze Samanadipa na Słowenii.


Do Słowenii dostaliśmy się samochodem wraz z innym pasjonatem Dhammy, Kamilem. Po około 10-godzinnej podróży, przejeżdżając przez malownicze wyżynne rejony, obfitujące w spokój i w wiele winnic, dotarliśmy wieczorem do skromnego miejsca.

Niewielki domek w żółtych odcieniach z tabliczką z napisem po słoweńsku “Leśny klasztor Samanadipa” odróżniał się od innych chatek w okolicy jedynie buddyjską symboliką koła Dhammy – ważnego w tradycji symbolu, obecnego na ścianie budynku oraz na wzniośle powiewającej fladze. W tej najzwyklejszej małej chatce, w której znajdziemy kuchnię, spiżarnię, biblioteczkę i małe biuro na strychu, mieści się siedziba pustelni. Budynek już sam w sobie odzwierciedla prostotę życia rezydujących w monasterii mnichów.

Po ciepłym przyjęciu przez guestmonka Bhante Phasuko, zostaliśmy przez niego odprowadzeni do naszych kuti oddalonych 10 minut drogi w lesie od centralnego domku. Pomimo tego, że moje niewielkie pomieszczenie o powierzchni około 5m², zawierające jedynie łóżko, krzesło, dywan, gniazdka elektryczne, grzejnik i lampkę, nie czułem, że czegoś mi brakuje, gdyż miałem wszystko by robić to po co tam przyjechałem – praktykować Dhammę. W pustelni wszyscy mieszkańcy żyją w odosobnieniu.

Harmonogram dnia w pustelni jest niezwykle prosty. Po 7:00 rano szliśmy do kuchni i przygotowywaliśmy jedzenie. Wszystkie potrawy jakie przygotowaliśmy pochodziły z produktów ze spiżarni, która jest uzupełniana całkowicie z datków świeckich osób. Świeccy ludzie zainteresowani Świeccy regularnie kupują monasterii jedzenie, a także przelewają pieniądze. Każdy może odwiedzić pustelnię i porozmawiać z mnichami o praktyce.

Około 8:30 jako świeckie osoby ofiarowywaliśmy przygotowane wcześniej pokarmy mnichom. W konstrukcji opartej na drewnianych kolumnach nieopodal siedziby oczekiwaliśmy następnie, aż wszyscy czterej mnisi oraz anagārika dotrą na miejsce ze swoimi posiłkami, po czym następowała nasza kolej – wracaliśmy do kuchni i z nabranym jedzeniem powracaliśmy do leśnej salki. Niemal pustą salkę ozdabiał ołtarzyk ze sporą, pozłacaną figurą Buddy. Salka służyła zarówno jako miejsce do rozmów o Dhammie, jak również miejsce do uroczystości. Można powiedzieć, że samo spożywanie w kompletnej ciszy, naszego jedynego w ciągu dnia posiłku było samo w sobie jak mała uroczystość. Podczas posiłku obecny był każdy mieszkaniec pustelni. Sanghę stanowiło czterech mnichów w brązowych szatach, a także ówczesny Anagarika Danny z USA, wyróżniający się wówczas jasnymi szatami. Każdy mnich był innej narodowości, jedni starsi inni młodsi, a to co ich łączyło to świetna znajomość języka angielskiego i dedykacja w praktyce wyzwolenia. Oprócz Sanghi od 3 lat mieszka tam również Rosjanin Pavel.

Po posiłku, świeckie osoby, a także młodsza część Sanghi pomagała w sprzątaniu kuchni. Normą było picie kawy po posiłku i uprzejme rozmowy. Po posiłku był czas, w którym każdy był obecny w pobliżu i mnisi dyskutowali wówczas na zarówno przyziemne tematy codziennego życia, jak również była to dobra okazja na rozmowy na temat praktyki buddyjskiej. Bezpośrednia rozmowa z bardzo przyjaznymi, poświęconymi swojej praktyce mnichami jest niewątpliwie jedną z większych zalet przebywania w Samanadipie. Dla mnie osobiście dużą przyjemnością była rozmowa z Bhante Anīgha, który pomimo młodego wieku wydaje się mieć duże zrozumienie Dhammy, które prezentuje w swoich esejach, a także udzielając się w internecie, wyjaśniając trudne, abstrakcyjne dla niedoświadczonych osób tematy świeckim osobom[1]. Mnisi udzielają się również poprzez tworzenie materiałów na kanał na YouTube[2], gdzie prowadzą rozmowy o praktyce buddyjskiej.

Po godzinie 10:00 mogły czekać nas inne prace w monasterii, takie jak koszenie, prace ogrodnicze, cięcie drewna, renowacja domostw należących do Sanghi czy robienie zakupów. Chętnie pomagaliśmy Ajahnowi Kondanno przy renowacji okolicy, w której mieszkał. Pomoc mnichom w Samanadipie nie mogła jednak spłacić całkowicie darmowego pobytu w monasterii, a także bezcennych doświadczeń i nauki. Po skończeniu prac (zazwyczaj około południa), czas interakcji dobiegał końcowi i rozpoczynał się okres dnia, w którym zarówno mnisi, jak i osoby świeckie w pustelni spędzają czas głównie na kontemplacji w odosobnieniu w lesie lub w swoich kuti.

To co może wyróżniać Samanadipę jako monasterię to skupienie na indywidualnej praktyce. Nie ma tutaj wspólnych medytacji czy czantowania. Wspólna praktyka ogranicza się jedynie do dyskutowania jej teoretycznych aspektów, którą stanowią wczesno-buddyjskie teksty. Księgi kanonu palijskiego, uznawane w Buddyzmie Theravada za prawdziwie autentyczne nauki Buddy Siakjamuni żyjącego około 500 lat przed Chrystusem, są praktycznie jedynym na czym Sangha w Samanadipie się opiera. Po wielu wiekach istnienia buddyzmu, współcześnie prezentowane nauki często bywają niespójne z tym co głoszone jest w kanonie, i tak na przykład niektóre teksty z buddyzmu Mahayana nie są w ogóle uznawane w buddyzmie Theravada.

W biblioteczce Samanadipy nie ma wielu książek i nie ma takiej potrzeby, gdyż w samych suttach kanonu palijskiego znajduje się praktycznie wszystko czego mnisi potrzebują do praktyki. Biblioteczka zawiera nie tylko najistotniejsze dla mnichów teksty kanonu palijskiego, ale też wiele prac współczesnych mnichów, podręczniki do nauki języka pali, prace dotyczące filozofii egzystencjalnej, a także współczesne książki znajdujące się na górnej półce – książki opata Samanadipy Ajahna Nyanamoli, jak również najważniejsze prace Ñāṇavīry Thera – będącego mnichem w latach 50. i 60. na Sri Lance, o do dziś budzących kontrowersje poglądach. Obok ksiąg kanonu palijskiego, to właśnie książki tych autorów szczególnie były mi polecane do czytania.

W Samanadipie osoby świeckie muszą przestrzegać ośmiu wskazań, żyjąc znacznie prościej niż przeciętna osoba. W odosobnieniu od ludzi, a zarazem ograniczeniu zmysłowych przyjemności i rozproszeń zaczyna się rzeczywista praktyka. Gdy zatrzymujemy się i jesteśmy sam na sam z własnym umysłem możemy dostrzec jego prawdziwą naturę i wewnętrzny dyskomfort, który często jest gdzieś ukryty pod warstwą naszych działań i przyzwyczajeń. W cierpliwej i umiejętnej praktyce jednak tkwi klucz do zrozumienia nie tylko dyskomfortu, który odczuwamy w danym momencie, lecz, co ważniejsze, naszej podatności na cierpienie.

To co jednak jest trudne to fakt, że nikt nie może nam wskazać tego, co musimy zrobić. Wszelkie reguły, książki, wykłady i wszystko inne stworzone przez kogokolwiek są jedynie drogowskazami na ścieżce wyzwolenia śmiałka, który chce odkryć wyzwolenie się z Dukkha. Pracę natomiast każdy musi wykonać sam działając umiejętnie, kwestionując własne motywacje stojące za swoimi działaniami i pogłębiając swoje zrozumienie pojęć doktryny oświecenia nawet jeśli wydaje się, że już są zrozumiałe, np. zapoznając się z naukami Ajahna Nyanamoli[7]. Stopniowa praktyka na początku może być brana nieco na wiarę poprzez przyjęcie wskazań i innych ogólnych reguł, z czasem jednak zaczynamy rozumieć dlaczego ta uniwersalna mądrość prezentowana w Suttach tak dawno temu jest rzeczywiście korzystna dla naszego dobrostanu. Praktyka buddyjska nie jest łatwa i często może prowadzić nas przez niewygodne pytania i doprowadzić do kwestionowania własnego życia. Jest ona jednak wielką wartością, a Samanadipa to wyśmienite miejsce do dla osoby, która chce praktykować wczesny Buddyzm. Doświadczenie współżycia z mnichami w Słowenii bez wątpienia jest czymś co zmienia pozytywnie życie na zawsze.

[1] https://www.reddit.com/user/Bhikkhu_Anigha/
[2] https://www.youtube.com/@SamanadipaHermitage
[3] https://pl.wikipedia.org/wiki/Abhidhamma_Pitaka
[4] https://www.nanavira.org/notes-on-dhamma/preface
[5] https://en.wikipedia.org/wiki/%C3%91%C4%81%E1%B9%87av%C4%ABra_Thera
[6] https://www.nanavira.org/post-anpatti/1959/232-l-1-1-27-june-1959
[7] https://www.youtube.com/@HillsideHermitage/videos